Nadmiar zadań i choroba – jak się ratować?

Już dawno nie ukazał się na stronie artykuł do umieszczenia na półce: „Strefa wytchnienia”. Czas to zmienić. Słyszeliście o filozofii minimalizmu? Zapewne wielu z Was tak. Pierwsze skojarzenie, jakie przychodzi do głowy to rezygnacja z nadmiernej konsumpcji i zbyt dużej ilości rzeczy wokół nas. Drugą, mniej znaną stroną podejścia jest sztuka oczyszczenia umysłu ze zbyt dużej ilości bodźców zarówno zewnętrznych jak i wewnętrznych. Jak może pomóc w życiu z niewiadomą chorobą?

Czasem po prostu bywa nam słabo i już. Właściwie to chce się wtedy robić NIC. Mógłbyś iść spać, lecz i spanie nie jest Twoim sprzymierzeńcem. Mimo słabości, a może właśnie z jej powodu nie nadchodzi regenerujący sen. Znajdujesz się między młotem, a kowadłem. Do tego dochodzi zaprogramowana przez otoczenie i przez siebie lawina powinności. Ale jak to? Nie wypada tracić czasu, bo rodzina, bo obowiązki domowe, bo dodatkowe projekty, bo prowadzenie bloga…

Lista może wydłużać się bez końca. Zaciskasz zęby i działasz. Po wykonaniu obowiązków służbowych piszesz bloga, uczestniczysz w dodatkowych kursach i studiach online lub na własne życzenie podejmujesz się zadań wobec bliskich, bez których na spokojnie by przeżyli. Po wszystkim otwierasz kalendarz i zapisujesz terminy wizyt u kolejnych specjalistów w sprawie diagnostyki Ciebie lub kogoś z Twojej rodziny: męża, rodziców, dzieci. Niesamowite, ile dajesz radę robić w ciągu doby. Nadeszła chwila nagrody, wyciszenie, chwila z książką przed nocnym snem. Nagle wytrąca Cię z miłej wizji wibracja komórki. Messenger usilnie przypomina Ci, że jeszcze kilku kolegów i koleżanek nie zaśnie bez Twojej odpowiedzi na kwestie A, B, C i D, najlepiej dziś przed północą. Po wszystkim nie możesz zasnąć, przewracasz się z boku na bok. Nie dość, że chorujesz to jeszcze nie istnieje w Twoim rytmie dobowym żadna regeneracja. Funkcjonujesz jak trybik. Nagle po ciemku i w ciszy oblewa Cię trudne do zdefiniowania skołowanie. Na każdym z celów Ci zależy, ale realizacja ich wszystkich naraz doprowadza do transu, z którego nie możesz się wyrwać. Umysł nie przestaje. Pracuje 24 godziny na dobę, nawet w trakcie snów utrwala wszystkie obowiązki i sprawy do załatwienia w życiu swoim, członków rodziny, w życiu zawodowym, w dodatkowych przedsięwzięciach.

W końcu prawie każdy (TEŻ CHORY I NIEZDIAGNOZOWANY) oprócz szefa i zarobku ma też inne marzenia i plany samorealizacji. Pomoc nadchodzi nieoczekiwanie w postaci wskazówki od minimalistów. Uzależnienie od produktywności, tempa i nowości doprowadziło nas do niebezpiecznej pułapki. Jak działa jej mechanizm i jak jego zrozumienie może pomóc nam odzyskać utraconą jakość życia? Czy można realizować wiele marzeń i jednocześnie się nie wypalić? Tak, trzeba jedynie posprzątać pokój „Moja Energia”.

W czym tkwi pułapka?

Każdy ma ograniczone zasoby energii, a gdy jesteś chory i do tego nie wiadomo na co, to są one jeszcze bardziej uszczuplone. Niestety rynek walki o uwagę odbiorców i otoczenia nie śpi. Kiedy chcesz tworzyć i wyjść z jakimś fajnym rozwiązaniem do otoczenia godzisz się na zasadę: im więcej, tym lepiej. Więcej postów, więcej wpisów na blogu, więcej wyjątkowych pomysłów, by zyskać więcej odbiorców lub klientów zakładanego przez Ciebie biznesu. Ludzie nie lubią czekać. Na każde zapytanie odpowiadaj szybko i sprawnie, inaczej zyskasz status lenia, ignoranta, mało zaangażowanego w działania. Problem w tym, że wszyscy myślą tak samo – influencerzy, wielkie koncerny, mniejsi przedsiębiorcy, twórcy treści wszelkiej maści, a nawet zwyczajni znajomi. Motto „dużo i szybko” zamienia procesy myślowe w taśmę jak te z dawnych fabryk Forda. Tempo nie odnosi się już tylko do twórców, działaczy, czy przedsiębiorców. Dotyczy ono także komunikacji ze znajomymi, nawet jeśli kalendarz zajęć nie pęka w szwach. Wprowadzenie nieustannie bodźcujących aplikacji doprowadziło do uzależnienia od szybkich odpowiedzi.

-„Ignoruje mnie prawda? Już godzinę nie spojrzała / nie spojrzał na tę wiadomość”. Często słysząc takie obawy od znajomych, próbuję im wytłumaczyć, że nawyk takiego myślenia to całkowite nieporozumienie. Sensowna odpowiedź wymaga często chwili na refleksje, każdy może być na tyle przeciążony, by na taką chwilę poczekać do kolejnego lub jeszcze kolejnego dnia. Jakie ma to znaczenie dla chorych? Dość istotne. Otóż mamy prawo nie mieć siły do konwersacji i mamy prawo oczekiwać zrozumienia w temacie od wartościowych znajomych. Chylę tu czoła przed jedną z inspirujących blogerek i działaczek w temacie zespołu przewlekłego zmęczenia. Początkowo było dla mnie niespotykane, by szczerze przyznać: umówmy się na telefon za kilka dni, dziś i jutro mam taki plan dnia, że nie będę miała już na to sił. Wielu złośliwym mogą cisnąć się na usta etykietki: wymówki, mało kontaktowy, leniwy, bierny, księżniczka się znalazła, wszyscy jesteśmy zmęczeni. Mimo to pójdę pod prąd wobec takich zarzutów i złożę wspomnianej koleżance ogromne gratulacje za odwagę. Jeśli ktoś się obrazi, to znaczy tylko jedno. Nie jest wart bycia na półce bliskich osób. Czas przenieść kontakt do pudełka „spoza pola mojej energii i uwagi”. Przynajmniej w pokoju zarządzania energią przez chorego.

A co z serią projektów i godzeniem obowiązków?

Spotykam wiele chorych blogerów, wszechstronnych działaczy społecznych, osób zatrudnionych na etacie i realizujących drugi kierunek studiów, ważny dla przyszłości chorego. Nie jest łatwo, gdy piętrzą się dodatkowe obowiązki domowe i rodzinne. I jak tu teraz posprzątać okiem minimalisty? Kluczowe kroki to: oczyszczanie, segregacja, zmiana. Kto zetknął się z programem „Home Edit” na Netflix, wie o czym mówię. Na tle wszystkich programów o sprzątaniu podoba mi się odniesienie masy segregowanych przez bohaterki rzeczy do masy informacji i obowiązków, jak składają się na naszą codzienność. Oczyszczanie w kontekście zarządzania energią w chorobie porównałabym do wsłuchania się, który z projektów i celów jest priorytetem na dany moment dla twojego stanu ducha i aspiracji. Prawdopodobnie tylko wydaje Ci się, że wszystkie te rzeczy powinny lądować na jednej półce spraw na teraz. Najczęściej wcale tak nie jest. Na przykładzie jednej znajomej wyobraź sobie, pracujesz na ¾ etatu w szpitalu, ale do tego piszesz pracę magisterską z psychologii klinicznej i ukończenie kierunku jest dla Ciebie szalenie ważne. Zwiększy kwalifikacje w twojej pracy szpitalnej przy adaptacji chorych do poważnej diagnozy. Jednocześnie wspólnie z kompetentnymi działaczkami zamierzasz założyć Fundację na określone cele społeczne. Dochodzi kolejna lista spraw do przeanalizowania, wyszukania i zadecydowania. Masz trójkę dzieci i męża, a do tego ciężką chorobę. Zabierając się za porządkowanie, przytoczę jedną z najbardziej kontrowersyjnych, ale i fascynujących rad autorów strony Minimalists.com. Zrezygnuj z koncentracji na celach na x dni, a paradoksalnie wszystko odnajdzie swoje miejsce.

– Moment, moment. Żartujesz, mam zrezygnować z aspiracji? – zapytasz

Spokojnie, zupełnie nie o to chodzi. Sęk w tym, że mechanizm Messengera też nam bruździ w realizacji zamierzeń. Twój wewnętrzny głos w kółko wysyła Ci przypomnienia. „Zrealizowałeś tyle i tyle dla celu nr 1, ale poległ w tym tygodniu cel nr 2. Tracisz go, działaj, działaj, nawet jak nie masz sił, bo stracisz to, czego chcesz”. Na ratunek przychodzi opcja: „Blokuj ciągłe powiadomienia”. Można ją włączyć nie tylko na komórce, ale i w umyśle. Niech to będzie nasz pierwszy krok. Nagle jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki znika napięcie na myśl, że stracimy możliwość realizacji marzenia, gdy nie zrobimy kroków ku niemu TERAZ. Zaczynasz słyszeć, na rozwijanie jakiej umiejętności, czy zdolności masz najbardziej w danym momencie ochotę. Nie masz weny do pisania? Blog nie zając, nie ucieknie. Jesteś za to dziś wyciszony, mało twórczy i masz formę do żmudnego zadania. Wkładasz na półkę „na teraz” napisanie fragmentu podsumowania badań w pracy naukowej. Powiadomienia dotyczące rozwijania bloga WYCISZASZ na ten czas. Nie masz ochoty na nic, a zadania piętrzą się, sięgając rozmiarów Mount Everestu? Spokojnie warto pamiętać, że zapaleńcy, którzy wspinali się za szybko, często już z Mount Everestu nie zeszli żywi. Krok po kroku też prowadzi na szczyt, tyle że nie w tempie wiadomości, czy nowych postów na Facebooku.

Zauważyłeś, na czym polega magia porządkowania naszych „chcę”? Na co dzień tkwimy w amoku pośpiesznych działań na rzecz realizacji wszystkich celów naraz. Determinacja i chęć osiągnięcia zamierzeń uważasz za główne przyczyny presji wywieranej na samym sobie. To jednak wcale nie to. To przeświadczenie, że będziesz gorszy, jak nie zrealizujesz ich wszystkich SZYBKO. Bo drapieżny rynek, reklamy, marki i influencerzy, którzy osiągnęli sukces, uczą nas produkować szybko i dużo na rzecz utrzymania uwagi odbiorcy. Pojawia się jednak paradoks. Konsumenci zaczynają być przytłoczeni liczbą bodźców, a linia życia ich uwagi przyjmuje płaski, poziomy kształt. Wartościowe treści mają małą szansę na przebicie przez bombardowanie ludzi na social mediach, portalach i mediach ogromem informacji, w dużej mierze wnoszących mało sensu, a zapychających mózg „gratami”. Gdy zrezygnujesz z parcia na ciągłe „chcę”, dopiero wtedy usłyszysz, na czym naprawdę Ci zależy w danym miesiącu, tygodniu, dniu, godzinie, czy minucie Twojego życia.

Trzymamy kciuki, by artykuł o inspiracji minimalizmem w zarządzaniu własną energią pomógł Wam godzić wiele obowiązków i działań przy jednoczesnej walce z przewlekłą chorobą.